Rekrutacja na studia czyli pojedynek na miny
Rekrutacja na studia odbywa się według najgorszych scenariuszy, o których pisałem w poprzednim wpisie. Uczelnie walczą o kandydatów, prześcigają się w tworzeniu „nowych specjalności” i roztaczają miraże kształcenia dla przyszłości.
Dodatkowo oliwy do ognia dodają media, które mnożą liczbę kandydatów na uczelnie państwowe, gdzie niejednokrotnie statystycznie jeden kandydat liczony jest na kilka kierunków. Oczywiście informacje tego rodzaju podnoszą temperaturę rekrutacji i zachęcają do walki o miejsca na popularnych kierunkach.
Tymczasem każda organizacja ma określoną pojemność i zdolność efektywnego obsłużenia interesariusza. Zwiększenie liczby przyjętych na studia, często o niezwykłych „egzotycznych” nazwach i specjalnościach prowadzi do obniżenia jakości w każdym z wymiarów funkcjonowania uczelni. Gorsza jest obsługa administracyjna takiej masy słuchaczy, gorsze są plany zajęć podyktowane brakiem sal, nadmierne staje się obciążenie wykładowców, nie mówiąc już o braku czasu na przygotowanie nowatorskich programów nauczania i obudowy dydaktycznej dla tych eksperymentalnych specjalności. A przecież nauczyciele akademiccy mają prowadzić badania naukowe i publikować ich wyniki oraz kształtować postawy studentów.
W efekcie na zwiększonych limitach tracą wszyscy- studenci, wykładowcy, prestiż uczelni. Uczelnia publiczna chwilowo zyskuje dopływ gotówki z dotacji dydaktycznej ministerstwa Następuje jednak nieodwracalna dewaluacja zdobytego wykształcenia .
Jak powiedział w kampanii 2007r Prezydent RP „nie idźcie tą drogą ….” Szanowni Akademicy!!