A media dalej o Ustawie…
Kontrowersji medialnych o Ustawie ciąg dalszy…
W „Dzienniku Polskim” ukazał się tekst Anny Kolet – Icek (8 kwietnia) omawiający przepis ustawy dotyczący jednoetatowości naukowców. Według mnie rzecz nie w jedno, czy wieloetatowości, lecz w tzw. zaliczaniu do minimum kadrowego. Wystarczy, że ustawa precyzuje do ilu minimów kadrowych i w jakich warunkach zalicza się nauczyciela akademickiego. Zatrudnienia etatowe nie mają tu nic do rzeczy! Tymczasem mówi się i pisze w prasie tylko o tym.
Jak wiadomo etatowcy to osoby zatrudnione na umowach o pracę, powołaniu, mianowaniu, prowadzeniu działalności gospodarczej, chałupnikach, agentach itp.
Wprowadzony w ustawie termin „stosunku pracy” (w domyśle- etatowej)pozornie wiąże konkretnych wykładowców
z uczelnią, gdzie oprócz obowiązków dydaktycznych wykonują wiele innych zadań pracownika szkoły wyższej. Ale tak się działo przed laty kiedy ja zaczynałem pracę. Tymczasem dzisiaj wcale tak nie musi być.
Oczywiście kodeksowe prawa pracownicze „etatowców” są większe, niż tysięcy pozostałych uczonych, którzy wykonują taką samą pracę wykładowcy na podstawie umowy cywilno – prawnej . Zazwyczaj natomiast nie ma co oczekiwać od „etatowców”,że będą wykonywali na uczelni coś więcej.
I na tym polega cały ból szkolnictwa wyższego, gdy gross wykładowców ogranicza swoją pracę do przeprowadzenia wykładów. Czy robią to na podstawie umowy o prace czy też innej –to bez znaczenia dla dobrej jakości kształcenia.
Dziennikarze złośliwie wytykając wiele etatów Minister Barbarze Kudryckiej lub zawistnie spoglądając na zarobki Prezydenta Jacka Majchrowskiego, trafiają kulą w płot.
Problem polega bowiem na czym innym i cała burza medialna rozgrywa się w szklance wody.